– Lech był lepszym zespołem i wygrał zasłużenie. Widać było mądrą grę tego zespołu, choć przy stanie 1:1 mogło to skończyć się różnie – przyznał po meczu Czesław Michniewicz, opiekun Jagielloni Białystok.
– Nie jestem zadowolony z wyniku. Trudno zresztą być po porażce 4:1. Mecz wyglądał tak jak się tego spodziewaliśmy, Lech od początku mocno zaatakował, straciliśmy gola, później go odrobiliśmy i liczyliśmy na to, że będziemy mogli przetrzymać trudno dla nas czas. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się przetrwać pierwsze 15 minut drugiej połowy, a później zaatakujemy. Żałuję, że Tomasz Frankowski nie poszedł wtedy za dobrym podaniem Dawida Plizgi i nie wykorzystał tej okazji.
– Duże znaczenie miała bramka na 2:1, mam pretensje to zespołu, że gol padł w momencie, gdy cały zespół był w polu karnym. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Trudno mieć jakieś pretensje to zespołu o trzecią i czwartą bramkę. Lech był bezwzględny i wykorzystał swoje atuty.
– Przy trzecim golu nasz młody bramkarz, Krzysztof, zachował się jak trzeba. Sparował piłkę na poprzeczkę, myślał, że ją wybił. Nie mam do niego pretensji, niczego nie zawalił. To był po prostu wspaniały gol. Podkreślam rolę i umiejętności Semira Stilicia. Natomiast pytanie, gdzie byli stoperzy.
– Nigdy nie drwiłem z Lecha i z tego, że porównuje się go do FC Barcelony. Pokazał on swoje zalety gdy prowadził z nami 4:1, ale wcześniej można było mieć wątpliwości, czy gdy remisowaliśmy z nimi to grał, jak Barcelona – zakończył trener.