– Myślę sobie – ma ledwie 21 lat, a w dorosłej reprezentacji wystąpił już osiem razy. Zresztą z jakiegoś powodu musiał – nie dostał przecież powołań za piękne oczy. Ktoś powie, że żadną sztuką jest wystąpić w drużynie narodowej Estonii, ale przecież coś musieli w nim też dostrzec scouci Motherwell, skoro zdecydowali się ściągnąć go na boiska SPL. Dajmy więc chłopakowi szansę – pisze Karol Cłapa.
Po odejściu Artjomsa Rudnevsa do HSV Hamburg zasób napastników Lecha Poznań prezentuje się dosyć skromnie. Choć przy Bułgarskiej bardzo na to liczyli, okazuje się, że jeśli ktokolwiek ma poprowadzić ten klub do mistrzostwa Polski oraz Ligi Mistrzów, to raczej nie będą to Bartoszowie Ślusarski i Bereszyński. Dlatego też władze Kolejorza postanowiły sprowadzić sobie prawdziwego następcę Łotysza. Padło na zawodnika z Estonii, Henrika Ojamę.
Kariera piłkarza FC Motherwell nie robiła do niedawna najmniejszego wrażenia. Krótkie epizody w przeciętnych klubach i niska skuteczność nie wyglądają dobrze w metryce żadnego napastnika, ale w przypadku Ojamy było jeszcze gorzej – nie tylko rzadko trafiał, ale także niewiele grał. Łącząc te dwie składowe z kiepskimi wspomnieniami na temat innego estońskiego talentu w polskiej piłce, Sandera Puriego, znalazło się sporo osób, które określiły go szybko i krótko – szrot, który nigdy nie powinien postawić nogi w Ekstraklasie. Zwłaszcza że Lech był gotów wyłożyć na niego 200 tysięcy euro, czyli na polskie warunki (niestety) sporo.
Osobiście spojrzałem jednak na tego piłkarza pod innym kątem. Myślę sobie – ma ledwie 21 lat, a w dorosłej reprezentacji wystąpił już osiem razy. Zresztą z jakiegoś powodu musiał – nie dostał przecież powołań za piękne oczy. Ktoś powie, że żadną sztuką jest wystąpić w drużynie narodowej Estonii, ale przecież coś musieli w nim też dostrzec scouci Motherwell, skoro zdecydowali się ściągnąć go na boiska SPL. Dajmy więc chłopakowi szansę.
Jak tylko temat Henrika w Lechu zawitał w sieci, media od razu zaczęły badać sprawę. Pomijając fakt, że liga szkocka nie jest już tak poważna jak kiedyś, transfer z wicelidera SPL do Lecha, do tego gotówkowy, musiał przykuć uwagę. Szybko zwęszono, co się święci – Motherwell ma kłopoty finansowe i musi kogoś sprzedać. Padnie m.in. na Ojamę, którego pragnie kupić Lech.
Kwestia przenosin piłkarza na Bułgarską wydawała się coraz bardziej realna, więc w międzyczasie zaczęto śledzić poczynania piłkarza, by przekonać się, co ten cały Estończyk naprawdę potrafi. A tu szok. Gol jeden, drugi i trzeci. A wśród nich taki:
Nagle wszyscy zachwycają się – wow, ten Ojamaa to może jednak dobry piłkarz! Takiego transferu Lechowi trzeba!
Owszem, może i trzeba. Niestety, obserwowanie wyczynów Henrika oraz dywagowanie nad jego przydatnością trwało tak długo, że Motherwell zdążyło sprzedać w międzyczasie obrońcę Jamie Murphy’ego za 100 tysięcy euro i na razie więcej pieniędzy nie potrzebuje. Tym bardziej nie myśli już o sprzedaży reprezentanta Estonii, który w ostatnich kolejkach SPL zrobił dla drużyny wiele dobrego. Teraz wartość rynkowa napastnika będzie już tylko rosnąć.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Henrika Ojamę. Lech tak długo go kupował, że pewnie ostatecznie nie kupi wcale, a jeśli jednak, to za dwa razy tyle. Jest też trzecie rozwiązanie. Może konsekwentnie zaciskać pasa i dalej polegać na Vojo Ubiparipie. Powodzenia.
Karol Cłapa