Taktyka nie zdała egzaminu, w piątek poprawka
Trener Lecha Poznań podczas przygotowań do rundy wiosennej zapowiadał, że podczas zgrupowania w Hiszpanii razem ze swoimi podopiecznymi pracował nad nowym ustawieniem drużyny. Trudno było się spodziewać czegoś odkrywczego. Nową taktykę można określić mianem modyfikacji poprzedniej, którą „Kolejorz” stosował jesienią.
Głównym założeniem tego ustawienia było powierzenie bocznym obrońcom większej liczby zadań ofensywnych, dzięki czemu obaj — zarówno Luis Henriquez jak i Grzegorz Wojtkowiak — byli wyżej ustawieni i częściej oskrzydlali akcje zespołu. W momencie, gdy skrajni defensorzy grali wyżej, defensywny pomocnik schodził do obrony stając się trzecim środkowym obrońcom.
W środku pola dominować miał Dimitrije Injac, który pełnił rolę drugiego defensywnego pomocnika, jednak nieschodzącego, jak Marcin Kamiński, to obrony. Gdy „Kamyk” zastąpił na środku defensywy Huberta Wołąkiewicza, „Dima” przejął jego zadania i wtedy stał się schodzącym do obrony piłkarzem. Była to zmiana funkcji powierzonych zawodnikowi, nie zmieniała w żaden sposób taktyki Lecha.
Ta sytuacja wymusiła na pełniących zadania skrzydłowego Siergieja Kriwca oraz Aleksandara Tonewa zejście do środka pola. Wtedy też robili oni miejsce dla podwieszonych wysoko bocznych obrońców. Trener zdecydował się na ustawienie w linii pomocy wcześniej wspomnianych Dimitrije Injaca oraz Marcina Kamińskiego, a także Mateusz Możdżenia i Siergieja Kriwca. Aleksanar Tonew był „łącznikiem” pomiędzy pomocą, a Artiomem Rudnevem, w zasadzie podwieszonym pod Łotyszem.
Nie zawsze jednak do ustawienie zdawało egzamin. „Panama” oraz „Dyzio” musieli w trakcie spotkania intensywnie biegać, ale nie zawsze możliwe było zagranie im piłki, ze względu na skuteczne odcięcie od podań tych zawodników przez bocznych pomocników GKS‑u. Zawodnicy z Bełchatowa skutecznie kryli Lechitów, a schodzący do środka pola Alex oraz Siergiej nie mieli wiele możliwości, jedynie zagęszczając pole gry. Kilka razu udało się ten pomysł zrealizować i uruchomić skrajnych obrońców.
Wspierać swoich kolegów starał się także Artiom Rudnev, który schodząc w głąb pola miał stwarzać więcej miejsca dla wychodzących wysoko Aleksandara Tonewa oraz Siergieja Kriwca. Te próby również wielokrotnie paliły na panewce. „Kolejorz” po wejściu na boisko Vojo Ubiparipa próbował na szpicy ustawić właśnie Serba, pozwalając na większą swobodę swojemu najskuteczniejszemu zawodnikowi. Artiom przejmował wtedy funkcję albo podwieszonego napastnika albo skrzydłowego, dzięki czemu miał więcej okazji do gry piłką.
W piątkowym meczu Lech zagrał inaczej, niż zwykł do tego przyzwyczaić kibiców. Częściej dostosowywał taktykę do wydarzeń boiskowych, lecz na nic się to nie zdało. Podobnie jak jesienią miał problem z dojściem do sytuacji bramkowych, choć znacznie odważniej przedostawał się na połowę przeciwnika. Wynik jednak odpowiada na pytanie czy to ustawienie zdało egzamin. Poprawka za tydzień.