– Coraz lepiej się komunikuje. Większość rzeczy już rozumie. Powoli zaczyna też mówić po polsku. Ma indywidualne lekcje. Sporo się uczy i pod tym względem mógłby być stawiany jako wzór – komplementuje Aleksandara Tonewa, Mariusz Rumak, drugi trener Lecha Poznań. Oficjalna strona „Kolejorza” zastanawia się czy rozwój tego zawodnika nie spowoduje, że stanie się on gwiazdą naszej polskiej kopanej.
I wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby nie jeden szczegół. W zasadzie niewiele znaczący, ale mimo wszystko. Bo ja rozumiem, że znajomość języka polskiego ułatwia Bułgarowi komunikację z drużyną, lepsze zrozumienie z kolegami, a także pozytywnie wpływa na aklimatyzację.
Bo podobnie rzecz miała się z innymi zagranicznymi zawodnikami, którzy do Poznania trafiali. Alex na to potrzebował pół roku i już teraz potrafi porozumieć się z kolegami po polsku. Podobnie rzecz ma się z Vojo Ubiparipem, który przed rokiem został zawodnikiem zespoły ze stolicy Wielkopolski. Wróćmy jednak do owego szczegółu. Wiecie, co łączy tych dwóch piłkarzy, o których wspomniałem? Pojawili się w „Kolejorzu” już po przyjściu Jose Mari Bakero.
Hiszpański szkoleniowiec Lecha nadal jednak z zawodnikami nie komunikuje się po polsku, potrzebuje tłumacza, i choć coraz częściej używa polskich zwrotów, to mimo tego bariera językowa pomiędzy nim, a zespołem nadal jest duża. Nie wystarczy powiedzieć „dzień dobry”, „krótko”, „szybko”, „przyśpiesz”.
Niemal półtora roku, to wystarczający okres czasu na to, aby zacząć rozmawiać w języku ojczystym kraju, w którym się pracuje. W końcu jeśli znajomość języka polskiego w przypadku Aleksandara Tonewa tak znacząco może wpłynąć na poprawę jego dyspozycji na boisku, to jak umiejętność rozmowy po polsku przez trenera może wpłynąć na wyniki drużyny? Bo jeśli Bułgar może być wzorem, to tym szkoleniowiec Lecha najwidoczniej nie jest.
Odpowiedzcie sobie sami.