Inaczej wyobrażali sobie niedzielny mecz z Zagłębiem zarówno piłkarze jak i kibice Kolejorza. Lech przegrał z Zagłebiem 0:2, a pierwszą bramkę stracił po indywidualnych błędach, zaś druga została strzelona przez Filipa Starzyńskiego z rzutu wolnego. – Przy tej bramce otwierającej popełniliśmy za dużo błędów i dlatego Zagłebie strzeliła., a druga sytuacja to ciężko mówić o zaskoczeniu, bo to była dobra sytuacja. Jednak my też mieliśmy potem kilka okazji do tego by zdobyć gola – komentuje Łukasz Trałka.
W pomeczowych statystykach można wyczytać, że Lech oddał dwa razy więcej strzałów niż lubinianie bo aż 14 – z czego jednak obie ekipy oddały tyle samo celnych – 4. – Problem tkwił w niewykorzystanych sytuacjach. Zawsze się zdarza, że zespół, który dobrze operuje piłką prowadzi grę i tak właśnie było z drużyną Zagłębia. Gdybym wykorzystał moją sytuację byłoby 1:2 i byłaby jeszcze jakaś szansa na dogonienie wyniku – dodaje kapitan Kolejorza. – Musimy iść bardziej zdecydowanie na przeciwnika. Pressing trochę nam nie wychodził i kilka razy Zagłębie wyszło z tego obronną ręką i być może dlatego się cofnęliśmy w pierwszej połowie, co niewątpliwe było błędem.
Wielu ekspertów, kibiców i dziennikarzy zapowiadało, że po czwartkowym studwudziestominutowym pojedynku z Partizanem Belgrad Zagłębie przyjedzie do Poznania w słabej dyspozycji i będzie to atutem Lecha. – My tak nie myśleliśmy. Nie ma takiej możliwości, jest to dopiero początek sezonu i też kilku chłopaków w ich podstawowym składzie grało z pełnym zapasem sił, więc nie braliśmy tego pod uwagę, bo wiedzieliśmy, że to będzie zgubne – komentuje „Trała”.