Kolejna piłkarska afera z alkoholem w tle
Zapewne każdy kibic piłkarski słyszał o słynnej „aferze alkoholowej”, która rozgorzała po meczach z Danią i Armenią. Jako pierwsi donosili o niej dziennikarze Przeglądu Sportowego, którzy w kilku artykułach spowodowali niemałą burzę w środowisku piłkarskim. Jej efektami były kontrole z ramienia PZPNu i Adama Nawałki oraz specjalnie wygłaszane oświadczenia. Do dziś wszyscy zastanawiają się jaki właściwie będzie finał tej sprawy. Kto będzie ukarany? Za co? I czy w ogóle selekcjoner sięgnie po drastyczne środki?
Kiedy wolno świętować, a kiedy nie
Do tej pory wydawało się, że kadra Nawałki to grupa wysokiej klasy profesjonalistów, którzy doskonale wiedzą kiedy jest czas na ciężki trening, a kiedy można sobie nieco pofolgować. Wyrazem zaufania trenera do zawodników jest chociażby praktykowany od przygotowań do Euro 2016 zwyczaj, wedle którego rodziny piłkarzy mogą z nimi przebywać w hotelu na zgrupowaniach. Czy aby jednak lejce nie zostały zbytnio popuszczone?
Teraz, po kilku tygodniach, możemy na chłodno ocenić rewelacje Przeglądu Sportowego. Jego dziennikarze przekonywali, że zarówno przed meczami z Danią, jak i Armenią miało dojść do mocno zakrapianych alkoholem imprez w pokojach piłkarzy. Ponoć głównymi wodzirejami tychże ekscesów byli Łukasz Teodorczyk i Artur Boruc. Ten pierwszy rzeczywiście wyglądał kiepsko w spotkaniu z Armenią (jak zdecydowana większość naszych reprezentantów), a Artur Boruc był już odsuwany od kadry za wybryki alkoholowe, co dodaje tej sprawie pewnej wiarygodności. I choć konkretne nazwiska innych piłkarzy nie padły, to przecież Teodorczyk z Borucem nie świętowali we dwóch – zwłaszcza, że zabawa była na tyle głośna, że przeszkadzała spać Robertowi Lewandowskiemu, którego profesjonalizmowi i postawie na boisku w tych meczach nie można było nic zarzucić (jako bodaj jedynemu). Atmosferę podgrzewały kolejne plotki jakoby Teodorczyk wymiotował w hotelowym korytarzu, a o całym zajściu miał wiedzieć (a nawet brać w nim czynny udział) dyrektor reprezentacji, Tomasz Iwan, który jako były piłkarz trzyma ponoć z naszymi reprezentantami bardzo dobry kontakt.
Głowy nie poleciały
PZPN wraz z selekcjonerem potraktowali poważnie całą sprawę i zrobili specjalne dochodzenie. Oficjalnie potępili nadmierne spożywania alkoholu na zgrupowaniu, ale wszystko wskazuje na to, że nie zostaną wyciągnięte daleko idące konsekwencje personalne. Wiemy już bowiem, że na listopadowe mecze z Rumunią i Słowenią powołani zostali zarówno Boruc, jak i Teodorczyk, inne nazwiska znane z ostatniego zgrupowania też znajdują się na liście. Nawałka wykazał się tu dalekowzrocznością i inteligencją, bo wiedział, że znalezienie kozła ofiarnego (tak jak to miało miejsce w poprzednich reprezentacyjnych aferach alkoholowych — „lwowskiej” i „samolotowej”), nie zda egzaminu. Za chwilę „przypadkiem” wyciekną do Sieci nazwiska kolejnych zaangażowanych w zabawę kadrowiczów z pytaniem dlaczego oni również nie zostali ukarani? Jak odstawiać to równo – wszystkich, którzy balowali. Ale czy w obecnej sytuacji stać nas na wyrzucenie z reprezentacji połowy kadry?
Słusznie zwrócił uwagę Maciej Szczęsny na swoim blogu na portalu Sportowy Ring – do tej pory główną zaletą tej kadry była integracja. Każdy stał za każdym murem. I jeśli już tak się zdarzyło, że piłkarze między ważnymi meczami imprezowali, to bardziej od samego faktu picia alkoholu jest zastanawiający fakt, że robiła to tylko część. Czy to początek problemów reprezentacji Polski pod wodzą Adama Nawałki? Miejmy nadzieję, że panowie załatwią to po męsku, w swoim gronie, a selekcjoner przypomni piłkarzom o obowiązkach reprezentanta. Wszystko na to wskazuje, bo według ostatnich rewelacji Przeglądu Sportowego winni otrzymali dużą karę finansową oraz tzw. ostatnie ostrzeżenie. Sam Robert Lewandowski apelował ponoć o załatwienie sprawy wewnątrz kadry. Ostatecznie całe szczęście, że ten zimny prysznic przyszedł z momencie, gdy obydwa mecze zostały wygrane. Bo choć pozycja w tabeli nie ucierpiała.
Artykuł sponsorowany