Jedenaście dni temu piłkarze Lecha wyjechali na zgrupowanie do Hiszpanii, podczas któremu mają przygotować się do rundy wiosennej. Sztab szkoleniowy „Kolejorza” jednak oszczędza swoich podopiecznych nie aplikując im wielu jednostek treningowych, kosztem meczów, których podczas obozu zagraliśmy już sześć.
Jose Mari Bakero zrezygnował z klasycznej formy przygotowań i zdecydował się bardziej ogrywać swoich zawodników. Lechici tylko drugiego dnia zgrupowania mieli dwa treningi w ciągu dni, a tych łącznie podczas niego odbyli zaledwie siedem. Blisko tyle samo rozegrano meczów kontrolnych, w tym trzy z nisko notowanymi rywalami.
Hiszpan zdecydowanie bardziej preferuje formę wakacyjną obozu w swojej ojczyźnie. Nie rzadko sparing był jedyną formą treningową podczas dnia, a piłkarze, którzy nie grali mogli poczuć się jak na prawdziwym wyjeździe urlopowym. Bo jak traktować wyjazd, podczas którego cała drużyna spaceruje po plaży?
Pod dyskusję można poddać formę zgrupowania, które jest dość długie, bo trwa aż czternaście dni. Dlatego też zdecydowano się na tylko jeden zimowy wyjazd kosztem dwóch, aby przygotowania mogły być intensywne, a zawodnicy mogli należycie przygotować się do rundy wiosennej. Oczekiwania kibiców są wysokie, a postawa jesienią była bardzo niezadowalająca. Mimo to Jose Mari Bakero wybrał taką, a nie inna formę przygotowań. Luźną trzeba przyznać.
Czy jednak, aby nie za bardzo? Mecze, meczami, ogrywanie się ogrywaniem, ale gdy nie ma treningów, to trudno wypracować jakieś schematy i rozegrania akcji. Chyba, że powinniśmy zacząć liczyć na instynkt Lechitów. Może to jest myśl?